W wielu przypadkach są potrzebne, podobnie jak w wielu przypadkach potrzebne są ludziom

Kto z nas tak naprawdę na bieżąco sprawdza, czego mu brakuje? Nerwowość składamy na karb zmęczenia, a nie na przykład niedoborów witamin z grupy B. U kotów jest to dość niedoceniany element, podobnie jak u ludzi. Jeszcze do niedawna nie było wiadomo, że tak duża część populacji ma niedobory witaminy D, teraz już nikt tego nie kwestionuje. Podobnie jest z innymi rzeczami, zależnie od naszego wieku i aktywności, rodzaju diety. Ja nie jem mięsa, w związku z czym suplementuję witaminy z grupy B, w szczególności B12 (tę zresztą, według badań, powinni suplementować również "mięsożercy", bo skład mięsa hodowlanego nijak się ma do tego, na które kiedyś człowiek musiał zapolować), jestem po menopauzie, więc suplementuję wapń, mam już niemłode oczy, więc suplementuję pod katem plamki żółtej. Suplementuję rzeczy, co do których są badania, łącznie z określeniem dawek. Suplementuję dla siebie kwasy Omega 3, bo ich przydatność jest bezsprzeczna, a w naszych warunkach zapewnienie sobie odpowiedniej ilości w diecie jest zwyczajnie niemożliwe. Więc temat rzeka, zgadza się, że suplementy nie są w zasadzie w żaden sposób kontrolowane, ale większość z nich ma swoje odpowiedniki w postaci leków i w takie należy celować. Nie deprecjonowałabym znaczenia suplementacji zarówno w odniesieniu do człowieka, jak i naszych czworonożnych podopiecznych. Ja mam łatwiejsze usprawiedliwienie, bo bardzo dużo karmię mięsem, a ono z definicji wymaga pewnej suplementacji, chociaż w typowego barfa się nie bawię.