
Clara, jest już za Tęczowym Mostem

pochodziła ze szczecińskiej hodowli Euforia*Pl, pozwoliła mi zacząć moją zamkniętą już hodowlaną przygodę. Towarzyszyła nam 14 lat.
Wszyscy kochali się w jej spojrzeniu, dzwoniący dopytywali się o JEJ dzieci, chociaż uczciwie muszę powiedzieć, że była najsłabszą w typie z moich kotów. To jednak ona przyciągała jak magnes, ja się śmieję, że to jej skomplikowana osobowość odbijała się w oczach, które są w końcu zwierciadłem duszy


Nie lubiła obcych, przychodziła i obwąchiwała, ale nie pozwalała na żadne poufałości. Na ogół sama prosiłam, żeby jej nie dotykać. Od nas stawała się z czasem coraz bardziej uzależniona, potrzebni jej byliśmy do życia jak powietrze, chociaż nie manifestowało się to w sposób, który większość opiekunów uznałaby za zadowalający.
Gdy kiedyś została sama na 12 dni, z dochodzącą ekipą, to dziwaczne przywiązanie pokazało się chyba najdobitniej. Pierwszego dnia, kiedy przyszli moi rodzice, wybiegła na spotkanie, dała się nawet pogłaskać, ale wyraźnie czekała, że za nimi ktoś jeszcze przyjdzie. Gdy zorientowała się, że nas jednak nie ma, grzbiet wężowym ruchem wygiął się ku podłodze, i Clara odeszła do swoich spraw.
Na drugi dzień przyszła moja koleżanka, sytuacja się powtórzyła. Na trzeci znów moi rodzice - tym razem wybiegła tylko do połowy drogi, popatrzyła, zobaczyła, że jednak nas nie ma, i poszła na antresolę dzieci. Czwartego dnia, gdy przyszła Grażynka, dokładnie tak samo - sprawdziła w pół drogi, i odeszła.
Potem już w ogóle nie przychodziła. Patrzyła z góry, albo z biurek dzieci, na wszystkich przychodzących, a na próby zaprzyjaźniania się odpowiadała burczeniem. Patrzyła z godnością na czyszczenie kuwety, napełnianie misek, ale przez całe te 2 tygodnie nie dała się pogłaskać i w ogóle nie wykazywała chęci do takiego kontaktu.
Moja mama dzwoniła do mnie codziennie "córuś, ona STRASZNIE się na Was obraziła". Byliśmy bardzo ciekawi powrotu.
Wróciliśmy późnym wieczorem. Clara rozpoznała nasze kroki na klatce schodowej (dzieci śmiały zawsze, że wiedzą, kiedy wracam, bo Clara ustawiała się na straży pod drzwiami

Nie było żadnej obrazy. Było szczęście w oczach, mruczenie na całego, a w nocy nie mogliśmy spać, bo ciągle biegała od naszego pokoju do dzieci, nie mogąc się zdecydować, czy jednak śpi z nami, czy z Agnieszką. Jakby bez przerwy sprawdzała, czy na pewno nie zniknęliśmy


Nie ukrywam, że było w tej wyłączności coś niebezpiecznie łechczącego moją próżność. Taki kot tylko nasz.