Weterynarz
: 27 paź 2025, 12:40
Nie ma jeszcze takiego tematu, może był na starym forum, ale jest we mnie tyle emocji po ostatnim tygodniu, że pomyślałam, że założę taki wątek.
Na co zwracacie uwagę, czy zmieniacie weterynarzy?
Zauważyłam, że ogólna zasada jest taka, zarówno u ludzi, jak i u zwierząt, że dopóki nic się nie dzieje to każdy lekarz jest dobry. Przepisać lek, zaszczepić, odrobaczyć itp. to każdy może...
Mieliśmy to szczęście, że do tej pory nasze koty nie chorowały poważnie, jakieś drobne infekcje czy niestrawność. I trzymaliśmy się jednego gabinetu od lat, ale kiedy przyszło to co przyszło to zostałam porażona a). niefrasobliwością pań wetek, b). brakiem empatii. Po pierwszej wizycie, kiedy zrobiła Mordimusiowi rtg i usg, w rozmowie telefonicznej usłyszałam trzy scenariusze, wszystkie źle się kończyły i na koniec "możemy go też od razu uśpić".
Wiedząc już, że ma nerki w złym stanie umawia operację na następny dzień, nie wie z czym się mierzy, chce zrobić "rozpoznanie bojem", mówiąc że duża szansa że nie przeżyje.
Ja wiem, tyle teraz weterynarze mówią o tym, że oni leczą pacjenta i nie muszą się zajmować stanem emocjonalnym właściciela, ale jakoś okazało się że w innym miejscu pani onkolog uznała, że warto dać szansę, żeby tę operację przeżył. Mamy więc zlecony komplet badań, mamy plan działania, mamy jakieś światełko w tunelu i ludzkie podejście.
Mamy oczywiście świadomość, że wszystko może się zdarzyć, ale tamte słowa i podejście przekreśliło ten stary gabinet...
Na co zwracacie uwagę, czy zmieniacie weterynarzy?
Zauważyłam, że ogólna zasada jest taka, zarówno u ludzi, jak i u zwierząt, że dopóki nic się nie dzieje to każdy lekarz jest dobry. Przepisać lek, zaszczepić, odrobaczyć itp. to każdy może...
Mieliśmy to szczęście, że do tej pory nasze koty nie chorowały poważnie, jakieś drobne infekcje czy niestrawność. I trzymaliśmy się jednego gabinetu od lat, ale kiedy przyszło to co przyszło to zostałam porażona a). niefrasobliwością pań wetek, b). brakiem empatii. Po pierwszej wizycie, kiedy zrobiła Mordimusiowi rtg i usg, w rozmowie telefonicznej usłyszałam trzy scenariusze, wszystkie źle się kończyły i na koniec "możemy go też od razu uśpić".
Wiedząc już, że ma nerki w złym stanie umawia operację na następny dzień, nie wie z czym się mierzy, chce zrobić "rozpoznanie bojem", mówiąc że duża szansa że nie przeżyje.
Ja wiem, tyle teraz weterynarze mówią o tym, że oni leczą pacjenta i nie muszą się zajmować stanem emocjonalnym właściciela, ale jakoś okazało się że w innym miejscu pani onkolog uznała, że warto dać szansę, żeby tę operację przeżył. Mamy więc zlecony komplet badań, mamy plan działania, mamy jakieś światełko w tunelu i ludzkie podejście.
Mamy oczywiście świadomość, że wszystko może się zdarzyć, ale tamte słowa i podejście przekreśliło ten stary gabinet...